Trzy lata, i co dalej? Opowiada nam Mateusz Jóźwik
Mateusz Jóźwik przez trzy lata spedzone w rzeszowskim AKS-ie wywalczył Mistrzostwo Polski Kadetów, Mistrzostwo Polski Juniorów, a także wicemistrzostwo Młodej Ligi. W 2013 roku podczas turnieju finałowego MP kadetów wybrany został MVP rozgrywek, teraz rozpoczyna swoją seniorską karierę. W rozmowie z nami opowiedział o trzech latach spędzonych w Rzeszowie oraz o nadchodzącym sezonie.
Jakie były początki Twojej siatkarskiej przygody? Czy od zawsze wiedziałeś, że chcesz podążać tą drogą?
Moja przygoda z siatkówką rozpoczęła się w drugiej klasie podstawówki, kiedy próbowałem swoich sił w szkolnym SKS-ie. Wyglądało to tak, że na pierwszych zajęciach mieliśmy do siebie rzucać piłeczką, podawać dołem po ziemi. Mnie to trochę zniechęciło, bo już po dwóch czy trzech tygodniach chodzenia na treningi chciałem jeździć na mecze i grać w siatkówkę, ale niestety nie tak to było zorganizowane. Później z czasem chodziłem dlatego, że chciałem uprawiać jakiś sport. W między czasie była piłka nożna, ale bardziej podwórkowo. Z czasem chciałem moją grę w siatkówkę rozwijać no i od 4 klasy powstała klasa sportowa w mojej podstawówce w Krakowie. Wychowywałem się z kolegami z osiedla w sumie na przysłowiowych siatkarzy, bo wielu z nas, gra do tej pory i fajnie im to wychodzi. A my startowaliśmy jako taka szkolna drużyna. Oni byli rok starsi, więc to mnie jeszcze bardziej napędzało do tego żeby im dorównać. Później chodziliśmy na treningi razem no i część rezygnowała, bo wybierała inny kierunek w życiu, a część dalej gra.
Sukces składa się z dwóch czynników: dyspozycji fizycznej, ale i także psychicznej. Czy również uważasz, że mentalność sportowca odgrywa ważną rolę w osiąganiu celów?
Tak, z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że oczywiście ale pod warunkiem, że to nie jest przesadne. Na przykład, nie nastawiamy się na mecz pod takim względem, że nie ma niczego innego na świecie poza tym meczem i musimy go wygrać chociażby nie wiem co się stało. Tylko takie zdrowe podejście do tego, że fajnie byłoby to wygrać i robić wszystko w tym kierunku, a nie stawiać to na pierwszym miejscu i nie widzieć świata poza tym.
Pomimo trudów sezonu i niełatwej drogi zarówno w Młodej Lidze, jak i rozgrywkach juniorskich, wraz z kolegami z drużyny walczyliście w każdym pojedynku i utrzymywaliście pozytywne nastawienie.
Myślę, że już pod koniec traktowaliśmy ten sezon, jako skazany na porażkę po kolejnych meczach, które nam nie wychodziły. Wiedzieliśmy, że z takich szerszych poglądów, celów, które mieliśmy na ten sezon, nic nie wychodziło. Graliśmy dla siebie, dla zabawy, tylko dlatego, że to kochaliśmy i dalej kochamy, a nie tylko dlatego, że ktoś nam kazał grać czy wygrywać. W żadnym wypadku tak nie było. Graliśmy dla siebie, po to żeby sprawiało nam to jakąkolwiek frajdę.
Dla was największą motywacją jest głód sukcesu. Ale jak można zachęcić kibiców, aby przychodzili na hale i dopingowali swoją drużynę?
Wydaje mi się, że między innymi powinniśmy dobrze grać i ładnie się pokazywać na boisku, żeby chcieli jeszcze przez wiele, wiele, wiele kolejnych meczów przychodzić do nas i nas oglądać. Szczerze nie jestem dobry w reklamowaniu tej dyscypliny sportu, ani żadnej innej, ale wydaje mi się, że tu postawa zawodników, całego zespołu, jak i sztabu szkoleniowego przyczynia się do tego w większym lub mniejszym tego słowa znaczeniu.
Zawód siatkarza wymaga dużo poświęceń, czy jest coś czego nie mogłeś zrobić przez to, że uprawiasz tą dyscyplinę sportu?
Na dzień dzisiejszy nie umożliwia mi niczego, bo jestem jeszcze młodym chłopakiem i bardzo dobrze, że trzymam się jakiejś pasji w życiu, bo różnie można skończyć. A w przyszłości, lubię podróżować, bardzo dużo podróżować, przyczynia się do tego też siatkówka, może nie w taki sposób jak ja to widzę, ale później może to fajnie funkcjonować pod względem tego, że poznam pewne miejsca, będę miał jakąś organizację i będę mógł zobaczyć co i jak, gdzie było żebym mógł do tego miejsca wrócić.
Jak to się stało, że związałeś się z rzeszowskim AKS-em?
Szczerze powiedziawszy wysłałem podanie do trenera Artura Łozy. Z moim przyjacielem, Marcinem Komendą zastanawialiśmy się, co robić po gimnazjum. Gimnazjada w Kołobrzegu była naszym ostatnim turniejem i po nim postanowiliśmy dołączyć do zespołu Resovii. Po pierwsze, mieliśmy blisko do Rzeszowa, a po drugie to klub z ogromnymi perspektywami, a po trzecie chcielimy dalej kontynuować to co robiliśmy. W moim przypadku wyglądało to tak, że musiałem najpierw przyjechać na testy na obóz, a później wysłać podanie. No i zakończyło się to pozytywnie. W jego przypadku od razu był zauważony przez scoutów, więc szybciej jego droga do tego klubu doszła.
Czy jest taki zespół na świecie, w którym chciałbyś w przyszłości kontynuować swoją karierę?
Może klub jako tako nie, aczkolwiek strasznie chciałbym grać we Włoszech czy we Francji. Niekoniecznie pod względem zarobkowym, ale pod takim, że podoba mi się tamta mentalność zawodników oraz to, jaki kładą nacisk na technikę. Odpowiada mi całokształt kraju i tego co mnie może tam spotkać.
W minionym sezonie grałeś jako przyjmujący, ale również jako atakujący. Która z pozycji była ci bliższa?
Przyjmujący. Szczerze od serca czuje się przyjmującym, ale atak towarzyszył mi też od gimnazjum. Z różnych przyczyn niektórzy inni zawodnicy nie byli w stanie przejąć tej gry na siebie no i zawsze wypadało na mnie. Czy się z tym godziłem czy nie no to już nie było niestety dane mi powiedzieć, bo od tego jest trener żeby ustalać zespół. Grałem, bo grałem, grałem też bo musiałem, ale dalej sprawiało mi to przyjemność. Nieważne na jakiej pozycji grałem, to cały czas sprawiało mi to taką samą przyjemność i chciałem dalej kontynuować to co robię.
W 2013 otrzymałeś nagrodę MVP turnieju finałowego Mistrzostw Polski kadetów, co to dla ciebie znaczyło?
Znaczyło bardzo dużo, a jak się skończyło to można zobaczyć przez pryzmat taki, że dalej jestem w tym samym miejscu co byłem. Nikt nie podjął jakichkolwiek kroków ku temu żeby stawiać tu na zawodników, którzy osiągają takie sukcesy. Wiele razy osoby, które dokonały tego samego w poprzednich latach, bądź w latach kolejnych mogą pochwalić się tym, że zostali zauważeni przez troszkę szersze grono, takie jak kadra Polski, albo przez innych trenerów. Co było plusem i zaletą tego? Myślę, że sama postawa, którą prezentowałem na tamtych zawodach, dała mi możliwość występowania w rok starszej drużynie juniora, z takimi zawodnikami jak Aleksander Śliwka, Dominik Depowski czy Marcin Komenda. Byliśmy kolegami i dalej jesteśmy kumplami z boiska i zawsze to fajniej jest mieć doświadczenie z takimi siatkarzami, bo teraz widzimy co oni wyprawiają na parkietach plusligowych.
Ubiegły sezon minął ci pod znakiem kontuzji, z którymi zmagałeś się przez dłuższy czas. Jak odnajdywałeś się w tej sytuacji, że nie mogłeś grać i pomagać kolegom na boisku?
Oj bardzo ciężko. Strasznie to przeżywałem. Takim przykładem są półfinały w Rzeszowie, z wielkim bólem serca nie mogłem towarzyszyć kolegom fizycznie na tych kolejnych meczach, a psychicznie to już było gorzej. Nie ukrywając to troszeczkę się załamałem, bo oczekiwania były inne, nawet nie tyle od osób spoza zespołu, ale od nas samych. Wiedzieliśmy, że stać nas było na wyższe ambicje niż były, a skończyło się nie fajnie. Co do kontuzji, to jest ona dosyć męcząca, bo tak naprawdę może się ponowić w każdym momencie. Mam nadzieję, że tak się nie stanie i będę robił wszystko co w mojej mocy żeby do tego nie doszło. W pewnym sensie umacnia ona chęć gry w zawodniku, bo jeżeli siatkarz dostaje jakiejś poważnej kontuzji, a w tym przypadku jest ona dosyć poważna, bo jest długotrwała i nie odchodzi tak nagle. Umacnia to taki pstryczek jakby w zawodniku, że kurcze nie poddajesz się tylko idziesz dalej i to jest coś co zawsze chciałeś robić, będziesz dążył do tego żeby to robić nieważne co się stanie i nieważne jakie będą przeciwności losu to ty chcesz to robić cały czas.
Czy jest jakiś element w twojej grze, który szczególnie chciałbyś poprawić?
Koledzy narzekają na blok, ja tego nie dostrzegam, ale to myślę, że to jest współpraca już bloku, a obrony. Kwestia dogadania się. A osobiście myślę, że cały czas chciałbym szlifować przyjęcie, bo nie ukrywając wzrostowo nie dosięgam szczytów i innych kolegów i mogę patrzeć tylko z dołu, a w przyjęciu mogę czuć się równie dobry, jak oni i nie będzie mi to w żaden sposób kolidowało z tym moim wzrostem.
Pochodzisz z Krakowa, jednak na co dzień mieszkałeś i trenowałeś w Rzeszowie, jak się czułeś daleko od domu?
Fajnie, ponieważ cieszyłem się, że mogłem wyjechać z domu. Na początku było trochę ciężko, ponieważ mając 15 czy 16 lat, trzeba było wyjechać i pozostawić wszystkich znajomych jakich się dotąd miało. Przyjeżdżając do Rzeszowa poczułem się jak ryba w wodzie. Tutaj poznałem osoby, które robią to, co kochają i wszyscy razem robiliśmy to na jednej hali. W drużynie panowała fajna atmosfera, niektórym z nas nie powiodło się w dalszej drodze rozwoju, ale myślę, że zapał do gry u każdego jest nadal taki sam. Taki wyjazd do innego miasta, to odskocznia od rzeczywistości, która niejednokrotnie może namieszać człowiekowi w głowie. Jeśli jednak wyjedzie się gdzieś, gdzie wszyscy mają taki sam cel w życiu jak Ty, to droga jest prostsza. Pojawiają się na niej jednak przeszkody, które polegają na podnoszeniu się i upadaniu, jednak trzeba to przezwyciężać.
Jak w kilku zdaniach mógłbyś podsumować czas spędzony w Rzeszowie?
Myślę, że te trzy lata były super udane, to raz. Dwa zawarłem tu niesamowite przyjaźnie, z którymi nie chciałbym się rozstawać nawet do końca życia. Poznałem wspaniałych ludzi, których łączy ta sama pasja i poznałem wielu znanych i dobrych trenerów, których myślę, że zapamiętam na długie lata i strasznie się cieszę, że mogłem ich poznać oraz współpracować z nimi jako zawodnik.
Miałeś okazję współpracować z czterema rzeszowskimi trenerami, z którym ci się najlepiej współpracowało?
Nie ujmując niczego innym trenerom, ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć że najlepiej współpracowało mi się z trenerem Arturem Łozą. Jest to człowiek bardzo porywczy i zdecydowany. Na pewno wie co chce osiągnąć i czego wymagać od zawodników. Mówiąc kolokwialnie nie pieści się z nimi, tylko jest bardzo stanowczy i bardzo wymagający. Możemy zobaczyć, czym to później skutkuje, bo tak naprawdę jego kategoria wiekowa, którą szczerze powiedziawszy wymiata, jak są rozgrywki kadetów to co roku jest Mistrzostwo Polski. Nieważne jest kto gra, czy są to bardziej czy mniej doświadczeni zawodnicy, trener potrafi zrobić z nich coś niesamowitego. Szkoli zawodników, którzy liczą się już i z którymi świat liczy się na boisku i w siatkówce.
Przyszły sezon spędzisz w zespole BBTS-u Bielsko-Biała. Dlaczego wybrałeś właśnie ten zespół?
Chce wrócić, tzn. chce zrobić taki mały kroczek w tył, mówię tutaj o tym, że nie chce iść grać gdzieś wyżej. Chociaż też nie powiem, że było dużo możliwości, bo niestety nie było. Chciałbym poświęcić ten sezon na taki kroczek w tył, żeby w przyszłym roku zaprocentował i żeby zrobić dwa do przodu. Bielsko wybrałem pod tym względem, że jest to całkiem odwrót składu, innowacja, całkiem coś innego. Szczerze powiedziawszy nie orientuję się, kto tam będzie grał. Idę tam z Pawłem Stabrawą będziemy wynajmować razem mieszkanie. Wracając do "dlaczego tam?" - młoda liga, większe pole manewru niż nic nie robiąc, czy ewentualnie II liga. Nic nie ujmując oczywiście tej lidze, ale wydaje mi się, że większe pole do zauważenia, większe grono znanych i sławnych trenerów, którzy mają jakieś tam słowo w świecie i blisko też domu, to na pewno. Chociaż nie kierowałem się tym, ale udało się tak, że będę miał niedaleko do Krakowa.
Przyjedziesz do Rzeszowa, zagrasz przeciwko byłym kolegom. Będzie to dla ciebie dodatkowa motywacja? Będziesz chciał coś udowodnić?
Zawsze tak jest, że jeśli gra się albo wraca się do tych swoich kolegów bądź do miasta w którym się grało no to zawsze jest taka chęć pokazania się z jak najlepszej strony, że jednak mogło się lepiej. Zaskoczyć ich na pewno nie zaskoczę, bo znamy się nawzajem w każdym elemencie, bo to jednak tony wylanego potu i czasami krwi na treningach. Myślę, że tu głównie postawa będzie decydowała o tym kto będzie wygrywał, bądź przegrywał. Przypuszczam, że będziemy równie zmotywowani, grając na siebie i chcąc sobie udowodnić, kto jest lepszy. Będzie to na pewno zacięta gra i też pełna docinków, śmieszków, uśmieszków i czegokolwiek innego pod tym względem.
Rozmawiały: Barbara Cieśla, Barbara Setlik (www.aksrzeszow.pl)