Jakie były początki Twojej siatkarskiej przygody? Czy od zawsze wiedziałeś, że chcesz podążać tą drogą?
Na samym początku namawiałem tatę, żeby zapisał mnie na piłkę nożną, chyba jak każdy mały chłopak chciałem uprawiać właśnie tą dyscyplinę sportu.. Pewnego dnia tata z nudów zabrał mnie po szkole na trening piłki siatkowej do trenera Piotra Szeteli. Poszliśmy razem z kuzynem, mi się to spodobało i od tamtej pory nie myślałem już o żadnej innej dyscyplinie, tylko skupiłem się na siatkówce. Tak właśnie rozpoczęła się moja przygoda z tym sportem.
Sukces składa się z dwóch czynników: dyspozycji fizycznej, ale i także psychicznej. Czy również uważasz, że mentalność sportowca odgrywa ważną rolę w osiąganiu celów?
Na pewno mentalność pełni jakąś rolę. Każdy człowiek inaczej podchodzi do danego sportu czy ćwiczenia. Na każdy mecz trzeba wychodzić nastawionym w 100% na wygraną. Wychodząc na boisko idziemy po to, żeby pokonać przeciwnika, a nie żeby to on zlał nas 3:0 i jedziemy do domu. Na każdy pojedynek trzeba przygotować się jak najlepiej, mieć każdego zawodnika rozpisanego po kolei, zapamiętać to wszystko i skupić się na meczu a nie na czymś innym w trakcie rozgrywanego spotkania.
Pomimo trudów sezony i niełatwej drogi zarówno w Młodej Lidze, jak i rozgrywkach juniorskich, wraz z kolegami z drużyny walczyliście w każdym pojedynku i utrzymywaliście pozytywne nastawienie.
Zgadza się. Staraliśmy się utrzymywać pozytywne nastawienie w każdym meczu. Wiadomo, nie zawsze nam to wychodziło. Na pewno nasz skład był bardzo odmłodzony w porównaniu do poprzedniego sezonu, dlatego ciężko było tak od razu wejść jakby na wyższy poziom siatkówki. Paru chłopaków trzeba było wprowadzić do drużyny. Nas najstarszych było czterech i staraliśmy się zrobić to jak najlepiej, ale jak widać po wyniku nie udało nam się tego wykonać w 100%. Wszystko zależało też od danego meczu. Jeden był dla nas łatwiejszy z przeciwnikami z dołu tabeli. Chociaż przytoczę tutaj mecz z Bełchatowem, mimo że skład na papierze i w tabeli był nieco słabszy to spotkanie w Lubaczowie, gdzie byliśmy gospodarzami nie wyglądało zbytnio dobrze. Tam według mnie pomogła nam właśnie atmosfera w drużynie, nie było jakiś nerwowych zagrań. Kapitan Marcin Kania pokazał dojrzałe zachowanie na boisku i potrafił tych młodych zawodników, nieogranych jeszcze na młodoligowych parkietach ostudzić ich temperament i pobudzenie. Potrafiliśmy zwyciężyć z Bełchatowem bodajże 3:1, gdzie Marcin został wtedy MVP całego spotkania. To właśnie też pokazuje takie podejście i atmosferę w drużynie, jak ona przydaje się w trakcie pojedynku.
Dla was największą motywacją jest głód sukcesu. Ale jak można zachęcić kibiców, aby przychodzili na hale i dopingowali swoją drużynę?
Według mnie na pewno jakieś plakaty. Bardzo przydaje się także to, że spiker na meczach dorosłej drużyny Asseco Resovii zaprasza na spotkanie młodszego zespołu. Ludzie na pewno z tego korzystają, bo niejednokrotnie są ciekawi jak gra zaplecze pierwszej drużyny, jak gra młodzież. Porównując dwa ostatnie sezony, ten lepszy i ten gorszy, to wiadomo, że kiedy mieliśmy lepszy skład i utrzymywaliśmy się w tabeli na dwóch czołowych miejscach, to ludzie przychodzili na te mecze. Jakby policzył frekwencje na naszych spotkaniach, to chyba w Młodej lidze w Rzeszowie była ona największa. Porównując do tego sezonu, to na trybunach pojawiało się mniej osób nam nieznanych, a bardziej przychodziły nas wspierać rodziny, ponieważ nie prezentowaliśmy tak wysokiego poziomu, jak było to w ubiegłym roku.
Zawód siatkarza wymaga dużo poświęceń, czy jest coś czego nie mogłeś zrobić przez to, że uprawiasz tą dyscyplinę sportu ?
Na pewno odkąd zacząłem grać w siatkówkę w rozgrywkach centralnych, czyli od młodzika po juniora włącznie z Młodą Ligą nie pozwala mi to na wiele rozrywek podczas wolnego czasu. , po południu mieliśmy trzygodzinny trening. Czasami zdarzało się, że mieliśmy je dwa razy dziennie, w trakcie zajęć i jeszcze po nich, dlatego nie miałem czasu na rozgrywkę, tylko skupiałem się na siatkówce i na nauce, będąca ważnym elementem mojego życia. Weekendy bardziej poświęcało się wyjazdom i odpoczynkowi, ponieważ nie miało się nawet siły żeby gdzieś wyjść ze znajomymi. Bardziej musiałem się skupić żeby zrelaksować swoje ciało, spędzić trochę czasu z rodziną i ze znajomymi. Nie były to jednak wyjścia tylko zazwyczaj oni przychodzili do mnie, ponieważ wiedziałem, że od poniedziałku znowu czeka mnie ciężka praca na treningach, a do tego dochodziła jeszcze siłownia.
Jak to się stało, że związałeś się z rzeszowskim AKS-em?
Przyszedłem na trening spodobało mi się i zostałem. Duży wpływ miał na to fakt, że będąc młodzikiem miałem przyjemność trenować na jednej sali z takimi zawodnikami, jak Durski, Świst, Peszko, Długosz, którzy zaczynali u trenera Piotra Szeteli i grali w rozgrywkach bardziej zabawowych, które obecnie przekształcone zostały w turnieje KinderSport+. Ja natomiast stałem pod ścianą i uczyłem się odbijać piłkę przez praktycznie rok. Przychodziłem na treningi tylko po to, żeby na nich popatrzeć i przy okazji zobaczyć, jak oni grają. W sumie to dzięki nim zostałem i grałem dalej w siatkówkę, bo spodobało mi się to jak oni poruszają się po boisku, atakują i to już na poziomie podstawówki. Każdemu polecam ten sport. Trenerzy, jak można zauważyć są u nas w Rzeszowie naprawdę dobrzy i to może też mnie utrzymało tutaj, właśnie w tym klubie.
Czy jest taki zespół na świecie, w którym chciałbyś w przyszłości kontynuować swoją karierę?
Na pewno jest. W każdym zespole chciałbym grać nieważne są ligi. Kazdy ma swoje marzenia, ale ja powiedziałem sobie, ze marzeń się nie mówi, nie rozpowiada, dlatego zostawię to dla siebie. Czas pokaże co przyjdzie. Może a nóż będzie mi dane zagrać w tym klubie, gdzie chciałbym, gdzie jest to moim wielkim marzeniem. Zobaczymy.
Od początku związany byłeś z AKS-em, jak oceniasz ten czas?
Na pewno podczas tego okresu były wzloty i upadki, były kontrowersje, ale generalnie zgadzaliśmy się z trenerami. Biorąc pod uwagę całą moją przygodę z siatkówką, w klubie AKS Resovia to jestem zadowolony. Tutaj nabrałem takich umiejętności, które obecnie pozwalają mi na kontynuowanie gry w rozgrywkach seniorskich. Czas nie można cofnąć, ale gdybym teraz miał podejmować pewne decyzje, to niektóre sytuacje bym zmienił. Odwrócił może los wydarzeń. Teraz mogę już tylko gdybać i myśleć, co mogłem zmienić, czy byłoby wtedy lepiej. Postąpiłem, tak jak postąpiłem, muszę się z tym pogodzić. Jedyne, co mi pozostaje to być zadowolonym z tego, że mogę kontynuować swoją siatkarską przygodę. Cieszę się, że nie skończyła się ona razem z liceum, bo byłoby to równoznaczne z rezygnacją ze sportu, który się tak naprawdę kocha i gra się dla przyjemności. Ja cały czas czerpię z tego radość. Uważam, że okres, który spędziłem w AKS-ie wykorzystałem najlepiej, jak mogłem dając z siebie wszystko na każdym treningu i nie odpuszczając. Wyszło, jak wyszło, skończyłem tam, gdzie skończyłem. Na dzień dzisiejszy jestem z tego zadowolony, a co będzie dalej zobaczymy, czas pokaże.
Podczas gry w AKS-ie miałeś okazję występować ze starszymi od siebie zawodnikami, co możesz powiedzieć o tej współpracy?
Na pewno najlepszym rocznikiem, z którym mogłem współpracować był rocznik '95. Miałem z nimi bardzo dużo wspólnego, grałem z nimi kiedy byłem jeszcze w gimnazjum. Był to moim zdaniem jeden z najlepszych roczników, jakie znalazły się do tej pory w AKS-ie. Teraz taką fajną grupą, jest rocznik '98, który naprawdę jest zgrany, i sam może dużo osiągnąć w rozgrywkach młodzieżowych. Jeśli trenerzy dobrze poukładają ten zespół i gra będzie się opierała nie na jednym zawodniku, ale na całej szóstce, to ja widzę w samych pozytywach ten rocznik w każdych rozgrywkach. Dodatkowo zarówno w Młodej Lidze, jak i rozgrywkach juniorskich zostaną połączeni z rocznikiem '97, który ma w swojej grupie reprezentantów kraju na arenie międzynarodowej, więc przyszłych latach ci zawodnicy mogą wiele wygrać. Wracając do współpracy ze starszymi, to na pewno bardzo mi pomogła gra u boku starszych chłopaków, którzy byli bardziej doświadczeni. Zawodnicy, lepsi ode mnie, którzy naprawdę poprawiali moje błędy, uczyli mnie nowych zagrań, a ja starałem się jak najlepiej wypełniać swoje zadanie, żeby oni mieli jak najprościej. Mam nadzieję, że oni również są zadowoleni ze współpracy ze mną, bo ja wiele wyniosłem grając z nimi. W grze ze starszymi zawodnikami jest zdecydowanie więcej plusów, niż minusów. Mogłem obserwować ich zaangażowanie, a później zobaczyć, jakie ono było w moim roczniku, czy u młodszych kolegów. Miałem przyjemność, jako młodzik pojechać na turniej z kadetami oraz trenerem Wietechą, który prowadził rocznik '94 na rozgrywki juniorskie. W trakcie gry w ASK-ie trenowałem z zawodnikami o 5 lat starszymi ode mnie i było to dla mnie naprawdę wielkie przeżycie, ponieważ ja byłem w pierwszej klasie gimnazjum, a po drugiej stronie siatki stawali zawodnicy mając po 19 lat. Chciałem się wtedy pokazać z jak najlepszej strony, szczególnie przed samym sobą, ale także przed trenerami nie tylko naszego klubu. Takie rzeczy i przeżycia zapamiętuje się do końca swojego życia. Nieważne czy wtedy się wygrało dane spotkanie, czy przegrało.
Masz na swoim koncie Mistrzostwo Polski Kadetów i Juniorów, jaki jest zatem Twój cel w dorosłej siatkówce?
W przyszłym sezonie na pewno chciałbym się, jak najlepiej pokazać w rozgrywkach seniorskich, w których będę reprezentował Neobus Niebylec, beniaminka II ligi na Podkarpaciu. Plany są takie, żebyśmy zawalczyli w tych rozgrywkach. Ja na pewno będę chciał się prezentować na parkiecie z jak najlepszej strony, ponieważ nie chciałbym zakończyć swojej kariery na II lidze, tylko w dalszym ciągu się rozwijać i iść do przodu. Być może będzie mi kiedyś dane zagrać w najlepszych ligach w Polsce lub ewentualnie za granicą. Chociaż wolałbym spróbować swoich sił w innych ligach, gdzie mógłbym się rozwijać, poznać inną mentalność, technikę czy taktykę, a także tajniki rozgrywek lig francuskich, włoskich, tureckich czy rosyjskich. Ostatnia z nich jest obecnie najlepsza na świecie, w której z pewnością każdy chciałby występować, nieważne przez jak długi czas, ale na pewno spróbowanie tam swoich sił to nie lada wyczyn, a zarazem ogromny zaszczyt. Moim zdaniem tam grają już najlepsi z najlepszych i z pewnością pieniądze odgrywają tam dużą rolę, ale również poziom rozgrywek. Można to było zobaczyć na przykładzie finału Ligi Mistrzów, gdzie Zenit Kazań pokazał klasę i przy udziale wszystkich zawodników sięgnął po złoto tych rozgrywek.
Miałeś okazję występować w Młodej Lidze, jak podsumowałbyś te rozgrywki?
Na pewno te rozgrywki pomagają młodzieży. Moim zdaniem powinien być jeszcze obniżony wiek, jakim maksymalnie można występować w Młodej Lidze, co dałoby bardzo dużo grania młodym zawodnikom. W tym sezonie my występowaliśmy składem z liceum, a niektóre drużyny miały zawodników, którzy reprezentują barwy PlusLigowych klubów. Tutaj przykładem jest np. drużyna z Radomia, która cały sezon grała najmocniejszym składem. Według mnie składy powinny być jak najbardziej odmładzane, ażeby możliwość grania na jak najwyższym poziomie mieli młodsi zawodnicy, co mogłoby pomóc im np. w rozgrywkach juniorskich.
Przez czas spędzony w rzeszowskim AKS-ie trenowało Cię kilku szkoleniowców. Jak oceniasz współpracę z nimi?
Najdłużej współpracowałem z trenerem Jackiem Podporą, którego darze największą sympatią i z którego jestem bardzo zadowolony, bo to z nim zdobyłem większość medali. Biorąc pod uwagę wszystkich szkoleniowców, to najmilej wspominam rok przepracowany z trenerem Arturem Łozą, który pokazał nam na czym polega siatkówka. Krzyczał na nas ale wiedział, że potrafiły daną rzecz zrobić lepiej i chciał to od nas wyciągnąć. Na dzień dzisiejszy moim zdaniem, trener Łoza jest niezastąpiony w tym klubie i jeśli on stąd odejdzie, to ciężko będzie go zastąpić. Najmniej współpracowałem z trenerem Jerzym Wietechą, więc ciężko mi to ocenić. Te sezon w juniorze nam nie wyszedł i nie wiem czy w kluczowych meczach o najwyższą stawkę wyszły błędy trenerskie czy zawodnicze. Trochę szkoda tego sezonu, bo mogliśmy dużo ugrać a stanęliśmy w półfinale, który rozgrywaliśmy w Rzeszowie, gdzie atutem była własna hala i znajomi, którzy dopingowali nas na trybunach. Chłopaki długo, długo nie mogli zapomnieć spotkania z Warszawą, które przegraliśmy i siedzi w głowach to, że nie weszliśmy nawet do finału i nie byliśmy w najlepszej ósemce drużyn w Polce. Na pewno dla grup młodzieżowych wspaniałym trenerem jest Grzegorz Wisz, który siatkarskie ABC ma w jednym paluszku. Dla chłopaków z klas 1-2 gimnazjum, ewentualnie z klasy szóstej, trener Wisz jest najlepszym trenerem, który jest spokojny i potrafi wytłumaczyć im wszystko na spokojnie. Wiadomo, że są jakieś kary, typu parole na czole czy głowie, ale są to kary dla przyjemności. Współpracując z tymi czterema szkoleniowcami mogę powiedzieć, że według mnie trener Łoza jest The Best.
Przyszły sezon spędzisz w Neobusie Niebylec. Jakie stawiasz sobie przed rozpoczęciem siatkarskiej przygody w nowym klubie?
Cel jest taki, żeby zając możliwie jak najwyższe miejsce w tabeli. Na pewno nie będziemy drużyną, która będzie dawała się ogrywać 3:0. Trenerzy kompletują skład najlepszy jak tylko mogą, na jaki pozwalają im możliwości finansowe jak i predyspozycje poszczególnych zawodników. Można śledzić stronę internetową Neobusu, gdzie widać, że klub jest na prawdę bardzo zaangażowany w rozgrywki drugoligowe. Klub nie chce, żeby był to tylko jednorazowy występ Niebylca w rozgrywkach II ligi. Na dzień dzisiejszy nie mamy jeszcze jasno postawionych celów na przyszły sezon, bo klub kompletuje resztki składu. Sam od siebie mogę powiedzieć, że nie poszedłem do tego klubu aby grać z tygodnia na tydzień dany mecz i walczyć o utrzymanie. Chcemy powalczyć na Podkarpaciu i może pozmieniać szyki niektórym drużynom, takim jak np. Sanok, który ma predyspozycje do I ligi. Jeśli uda nam się z takimi zespołami ugrać jednego czy dwa sety, to będzie to już dla nas na pewno wielki sukces i będziemy cieszyć się z każdego punktu zdobytego w takim spotkaniu. Nam to na pewno pomoże w podnoszeniu swoich umiejętności siatkarskich a przy okazji klub będzie prezentował sie z jak najlepszych stron. Co będzie dalej okaże się w trakcie sezonu, bo jeśli będzie nam dobrze szło, to celem nie będzie na pewno tylko utrzymanie danego miejsca w tabeli. Sezon pokaże co ugramy i jakie będą cele nasze, trenera i klubu.
W rozgrywkach II ligi będziesz miał szanse rywalizowania ze swoimi byłymi kolegami z AKS-u. Będziesz się jakoś mocniej mobilizował na te spotkania?
Nawet nie chodzi o kolegów, bo darzę ich wielką sympatią i na prawdę będzie brakować mi spotkań z nimi czy siedzenia w szatni, ponieważ w naszym klubie atmosfera była niesamowita. Nie ważne jak kto do kogo podchodził, to potrafiliśmy się śmiać ze wszystkiego. Tutaj bardziej będę chciał pokazać się trenerom i klubowi, że może w niektórych sytuacjach popełnili błąd oceniając moją osobę. Jeśli chodzi o kolegów to będę grał przeciwko nich z ogromną przyjemnością, szczególnie, że będziemy mieć porównywalne poziomowo składy.
Co uważasz za swój największy sukces w dotychczasowej karierze?
Moim największym sukcesem w dotychczasowej karierze na pewno jest to, że miałem przyjemność współpracować z pierwszą drużyną Resovii. Współpraca z trenerem Kowalem i Ogonowskim na pewno pomogła mi, czegoś się nauczyłem, niektóre elementy poćwiczyłem i doszkoliłem. Miałem okazję trenować z Krzysztofem Ignaczakiem, Grzegorzem Kosokiem czy Peterem Veresem, byłem z nimi na różnych meczach czy nawet sparingu ze Skrą Bełchatów, gdzie na przeciwko siatki stanęli Mariusz Wlazły czy Stephane Antiga. Było to dla mnie ogromnym przeżyciem i cieszyłem się, że mogę być tam z nimi. Z rozgrywek młodzieżowych największą pamiątką jest osiągnięcie Mistrzostwa Polski Kadetów z trenerem Arturem Łozą, gdzie w większym stopniu przyczyniłem się do zdobycia tego złotego medalu. W półfinale zdobyłem MVP tego meczu, po zmianie Marcina Komendy, którego teraz serdecznie pozdrawiam. Współpracę właśnie z Marcinem wspominam bardzo mile, ponieważ uzupełnialiśmy się wzajemnie jeśli chodzi o rozegranie. Czasami to Marcin lepiej rozumiał się z Mateuszem Jóźwikiem czy Marcinem Kanią, a mi na treningach miałem gorsze chwile. Kiedy przyszedł mecz półfinałowy, trener Łoza nie bał się i wpuścił mnie na boisko w najgorszym momencie i udało się podnieść drużynę z wyniku 2:1 na 3:2. Wtedy widać było moje zgranie z chłopakami i efekty tych treningów, bo zagraliśmy koncertowo. Byłem wniebowzięty otrzymując statuetkę najlepszego zawodnika tego spotkania. Dla nas półfinał był jak walka w finale, a trener powiedział nam, że najważniejsze to wygrać półfinał, a znalezienie się w finale to już będzie spełnienie naszych marzeń.
Rozmawiały: Barbara Setlik, Barbara Cieśla (www.aksrzeszow.pl)